niedziela, 30 grudnia 2012

| Epilog | You only live once.

 Tysiące chmur wolno płynie po idealnie błękitnym niebie, można by sobie wyobrazić, że każda chmura to jedna dusza. Jedna osoba, za którą tutaj, na Ziemi płacze kilka, może nawet kilkanaście osób. Jedna śmierć, która rujnuje wszelkie plany, sprawia, że odechciewa się wszystkiego i wprawia w ogromny smutek. Jak to możliwe, że tak długo potrafimy cierpieć po stracie ukochanej osoby? Może to dlatego, że mamy z nią tyle wspomnień, które są przecież częścią naszego życia. Są częścią nas, a kiedy ktoś, kto jest w tych wspomnieniach odchodzi, ta część umiera. Zwyczajnie rozpada się na kawałeczki, raniąc wnętrze klatki piersiowej jakby było szkłem.
    Słońce dzisiejszego dnia praży, jak zazwyczaj w tym kraju, niesamowicie mocno, ale też i bardzo przyjemnie, dając w pewnym sensie promyk nadziei. Nadziei na to, że to dziś spełnione zostaną kolejne marzenia, nastanie szczęście, euforia, a zniknie w dalszym ciągu siedzący, lecz bardzo głęboko skryty ból. 
Wszyscy po przebudzeniu przez promienie wpadające przez niedosunięte do końca żaluzje do pokoju pomyślą, że to może właśnie dziś jest ten dzień. Ich dzień. Może to właśnie dziś stanie się to, na co czekali przez większość swojego życia.
Podeszwy butów przyklejają się do rozgrzanego asfaltu, ale nikomu to nie przeszkadza. Nikt też nie ma nic przeciwko, że aby tu się dostać musiał spędzić kilkanaście godzin w podróży. Są tutaj by poczuć to szczęście i dumę ze swojej narodowości. Poczuć, że Polska to coś więcej.

    Łukasz stoi zmachany ale i szeroko uśmiechnięty przy Jurku Mielewskim, który po chwili podtyka mu mikrofon. Rozgrywający bierze złoty krążek wiszący na jego piersi i zaczyna odpowiadać na pytania dziennikarza. Ma wrażenie, że jego głowa za chwilę eksploduje od wszystkich wrażeń i emocji, ale nadal rozmawia z Jurkiem, wiedząc, że kibice w Polsce bardzo chcą usłyszeć jak to wszystko wyglądało z jego strony. Jako kapitana reprezentacji i najlepszego rozgrywającego Igrzysk.
- Komu dedykujesz ten najcenniejszy medal, Łukasz? - pyta Mielewski.
Żygadło podnosi złoto trochę wyżej i patrzy na wygrawerowany napis. Chyba jeszcze nie do końca wierzy w to, co niedawno się stało.
- DLA CÓRKI BĘDZIE DEDYKOWAŁ, A CO! A Z TEJ NAGRODY ZA NAJLEPSZEGO SYPACZA TO BĘDĄ BECIKOWE! - krzyczy za niego do mikrofonu Bartman i biegnie do innego dziennikarza.
- Mistrzostwo Olimpijskie chciałbym zadedykować mojej żonie Klaudii i naszej jeszcze nienarodzonej córce, Nice. No i oczywiście wszystkim, którzy z nami byli od początku, kibicowali pomimo niepowodzeń. Chciałbym podziękować moim trenerom, rodzicom i wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że zostałem siatkarzem. 
- A IGLE TO JUŻ NIE? - Krzysiek zabiera mikrofon Jurkowi- Kocham cię Iwonko!
- Ludzie, dacie mu się wypowiedzieć? - śmieje się Mielewski.
- Spokój Igła, bo ci żel do włosów pozrzucam z balkonu. - Ignaczak robi smutną minę, a Łukasz kontynuuje- Muszę także powiedzieć, że dzięki pewnej osobie, której już z nami nie ma stoję tu teraz z medalem. Dziękuję za wszystko, zawsze będę o tobie pamiętał. Jednocześnie chcę powiedzieć, że był to ostatni mój mecz w reprezentacji. Mam nadzieję, że żona się ucieszy, że wreszcie pojedziemy w normalnym terminie na wakacje. 


    Czas leczy rany- tak mówią ludzie i cóż, chyba faktycznie tak jest. W końcu przecież nawet po najgorszej burzy, najgorszym sztormie wyjdzie słońce, a morze się uspokoi- taka jest kolej rzeczy. A życie składa się i z  upadków, i ze wzlotów. Inaczej pewnie pozabijalibyśmy się z tego całego szczęścia.
Jak będzie wyglądała nasza przyszłość? Czy może od tej tego momentu, od tej sekundy wszystko się zmieni, może przestaniemy się bać, patrzyć w przeszłość? Być może zauważymy, że mamy za mało czasu i tylko jedno życie by wiecznie się zamartwiać. Dlaczego ciągle z czymś zwlekamy, skoro jutro nie jest gwarantowane? Równie dobrze to wszystko może trafić szlag, a my wszyscy zginiemy. Ale to nieważne, bo przecież zawsze coś się kończy i coś się zaczyna. A w pewnych wypadkach to właśnie koniec może być początkiem. 



Nim się obejrzałam, a minął już ponad rok odkąd jestem w blogowej społeczności, prawie równo rok temu kończyłam swoje pierwsze opowiadanie- Wigę i w Sylwestra zaczęłam publikować moją ukochaną Basię, do której uwielbiam wracać i bardzo mnie ciągnie by ją w jakiś sposób kontynuować. Dzisiaj kończy się Łukasz, pisany bardzo długo, to co czytaliście to prawdopodobnie jego trzecia wersja i gdybym go nie zaczęła publikować, to pewnie bym to opowiadanie jeszcze dziesięć razy zmieniła. No ale jest jak jest, ostatecznie skończyło się happy endem, nasz wspaniały Łukasz jest szczęśliwy i wszyscy wraz z nim także.
Dziękuję bardzo wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego opowiadania, szczególnie Natalce za to, że nadal chcesz mnie czytać i bardzo motywujesz do pisania, mimo że moje bohaterki są denerwujące. Wiem, wiem, to dlatego, że każda z nich ma coś ze mnie, haha! Dziękuję każdej z Was, za to, że komentowałyście i w ogóle chciałyście Łukasza czytać, tym, które w komentarzach się nie ujawniały także dziękuję, bo wiem, że na pewno parę Was było (:

No i co mogę powiedzieć? Myślałam, że na Łukaszu skończę swoją przygodę z siatkarskimi opowiadaniami, ale to nie koniec. Ostatnio coś powstało i tak szybko, jak tylko ogarnę wszystkie sprawy i będę miała czas to zostanie to opublikowane. Mam nadzieję, że parę z Was zainteresuje nowa historia. 

Dziękuję jeszcze raz za to, że byłyście ze mną, i z Łukaszem, i z Niką. Życzę Wam wspaniałego nowego roku i żebyście zawsze były szczęśliwe. Spełnienia marzeń, Kochane <3

12 komentarzy:

  1. Łukasz szczęśliwy, ozłocony, więc i ja jestem szczęśliwa.^^ Jak ja bym chciała, żeby te następne Igrzyska właśnie tak wyglądały. No, ja już nie wiem, co pisać, bo nic nie odda cudowności tego opowiadania.:) Mogę tylko powiedzieć: DZIĘKUJĘ. :* Szczęśliwego Nowego Roku i mam nadzieję do zobaczenia na innym Twoim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi jest miło, bo jestem z Tobą od początku i Basia bardzo mi się podobała. :)
    Wolałabym, żeby Nika żyła, ale jak się nie ma co się lubi... Dobrze, że happy end. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobała mi się ta historia. Bardzo. Mimo, że Łukasz nie miał szans na spędzenie życia z Niką. Ale jest szczęśliwy, więc więcej mi nie trzeba. :)
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łukasz jest szczęśliwy, ale szkoda, że nie dane mu było odnaleźć szczęście razem z Niką. Nie mnie jednak On zawsze będzie o Niej pamiętał.
    I cieszy mnie fakt, ze jest happy end ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy po jakimś czasie godzi się ze stratą ukochanej osoby, ale zawsze bedzie miał z nią wspomnienia i tego nikt nigdy nikomu nie odbierze. Chciałabym żeby opisane tu wydarzenia ze zdobyciem medalu sie spełniły, cieszę się że Łukasz odnalazła szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Łukasz znalazł szczęście, ale w dalszym ciągu pamięta o swojej ukochanej Nice i to jest piękne. Nie zawsze życie układa się tak, jak my tego chcemy ale najważniejsze jest to, że nawet po największej tragedii zawsze wychodzi słońce, a my potrafimy się podnieść i dalej żyć szczęśliwie. Mam tylko nadzieję, że dane nam będzie się cieszyć razem z siatkarzami po Igrzyskach w Rio, tak jak ma to miejsce tutaj ;) W Nowym Roku życzę dużo szczęścia i weny :* A jeśli ruszysz z czymś nowym, to wiesz jak mnie znaleźć, nr gg już masz ;)
    Pozdrawiam, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatni akapit - ten taki refleksyjny - poruszył mnie bardzo. Bo w sumie tam cała prawda jest. A czytanie o chłopakach zdobywających złoto na Igrzyskach to po prostu miód na moje serce. Dziękuję ci za to opowiadanie, bo niewiele historii wywołuje u mnie tyle emocji. I w sumie bądź co bądź jest happy end. Dziękuję ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Mówi się, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Jednak mi ciśnie się na usta powiedzenie: wszystko, co piękne, szybko się kończy. Opowiadanie to od samego początku było wielką tajemnicą i dopiero w przeciągu kilku ostatnich rozdziałów dowiedzieliśmy się, co tak naprawdę działo się z Niką. Zagadka została rozwiązana... Wszyscy, co krytykowali zachowanie dziewczyny ( w tym ja), zaczęliśmy się zastanawiać, czy słusznie ją osądziliśmy. Zmusiłaś nas do refleksji i przemyśleń, co zdarza się naprawdę rzadko w tego typu opowiadaniach... Ta magia była widoczna od początku do końca, a zwieńczenie jej ukazałaś w tym epilogu, który sprawił, że się popłakałam... I więcej już nic nie muszę dodawać. Była to fantastyczna przygoda być z Tobą przez te wszystkie tygodnie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Natalka bardzo dziękuje za podziękowania (jak to bezsensownie brzmi, chryste) i czeka na twoje kolejne dzieło, bo niestety jestem do przodu od reszty twoich czytelniczek o całe jedno opowiadanie. Więc po Zibim i olimpiadzie (dobra, lepiej żebyś wygrała - już poczekam) szybciutko bierz się do pracy i pisz pisz pisz pisz. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciesze się że Łukasz odnalazł się na nowo w tym świecie, że ponownie odnalazł szczęście i spełnił jedno z największych marzeń każdego ze sportowców - złoto igrzysk olimpijskich. :) Mam nadzieję, że taka sytuacja spełni się również w realnym świecie i za 4 lata będziemy się cieszyć wraz z siatkarzami ze złota w Rio. O tak, to byłoby piękne. Historia, tak jak już wspomniała Izuś, była zagadką dla jej czytelników. Miałam łzy w oczach czytając poprzedni rozdział, napisałaś go genialnie. Nika niewątpliwie przy Łukaszu jest, może i jej nie widać, ale na pewno znalazła sobie miejsce głęboko w jego sercu. Nowe opowiadanie tworzysz, tak? To ja bardzo proszę, abyś poinformowała mnie o adresie bloga i kiedy już z nim wystartujesz. Moje namiary: 44665128 lub http://from-friends-to-love.blogspot.com/ . Z góry dziękuję. :*
    Wiele szczęścia, spełnienia marzeń i samych sukcesów w tym nowym 2013 roku. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie będę się rozpisywać: wpadłam przypadkiem na to opowiadanie i nie żałuję.
    Siedzę, ryczę i mam ochotę głośno krzyczeć.
    Ale dlaczego? Przecież to czysta fikcja literacka.
    Takie emocje to dowód na to, że osoba pisząca ma wielki dostęp do mózgu czytelnika.
    Chcę podziękować za to, co stworzyłaś i dodałaś tutaj, a tym blogu.

    OdpowiedzUsuń