Gmach
sądu w Trydencie wydaje się być dużo większy niż ten, który wcześniej
zapamiętał. Stara budowla z dużymi, półokrągłymi oknami pnie się w idealnie
błękitne dziś niebo jakby chciała się wprosić na śniadanie do samego Boga.
Łukasz, ubrany w perfekcyjnie skrojony czarny garnitur, czarny krawat i
popielatą koszulę pod ciemnym, zimowym płaszczem, stoi na jego przeciwko,
przeklinając siebie samego, że nie założył szalika. Może i słońce świeci, a na
niebie nie ma ani jednej chmurki, ale to nie przeszkadza zimnemu wiatru szastać
na prawo i lewo.
Chcąc nie chcąc wchodzi po
długich, zapewne zabytkowych schodach do budynku i rusza pod salę gdzie za
kilkanaście minut rozpocząć się ma rozprawa.
- Łukasz? - słyszy za
plecami i odwraca się na pięcie- Nie sądziłam, że będziesz tak wcześnie.
Żygadło wzrusza ramionami,
patrząc uważnie na swoją żonę. Cóż, nie zmieniła się specjalnie odkąd ją
ostatnio widział, więc jakiś dwóch miesięcy. W dalszym ciągu ma piękne, długie
blond włosy, jest chuda jak patyk i wysoka. Posiada też wyraźnie widoczne kości
policzkowe i jasne, wręcz zimne oczy, okalane wachlarzem czarnych,
wytuszowanych zapewne jedną z tych drogich mascar, rzęs.
- Nie było jakiegoś
specjalnego ruchu na drodze więc jestem.
Agnieszka kiwa głową i
wpatruje się w czubki swoich czarnych szpilek od Louboutina. Wyraźnie
zastanawia się jak zagaić rozmowę, ale nie bardzo jej idzie.
- Fajnie, że udało ci się
wyrwać i przyjechać. - mówi zamiast niej Łukasz.
- Musiałam odwołać sesję.
- Aha.
Nie wie, czy chciała tym
samym wywołać u niego wyrzuty sumienia, bynajmniej jej się nie udało. Owszem,
to on nalegał by rozprawa odbywała się w Trydencie, ale to ona wysłała mu pozew
bez uprzedzenia. Patola- podsumował w głowie, siadając na jednym z krzeseł
poustawianych w rzędzie pod ścianą.
Dokładnie
dwie godziny i dziesięć minut później jest już po wszystkim, a Łukasz wsiada do
swojego samochodu, pierwsze co robiąc to odwiązując krawat i rzucając go na
tylnie siedzenie. Opiera głowę o kierownicę i gorączkowo zastanawia się co
teraz zrobić. Wyprosił tego dnia wolne u Stojczewa więc o pójściu na trening
nie ma mowy. Ostatecznie postanawia zadzwonić do Ignaczaka i pochwalić się
nowym stanem cywilnym.
- Cześć, tu Łukasz
Żygadło, mam trzydzieści trzy lata i właśnie ponownie zostałem kawalerem.
W słuchawce słyszy śmiech
Krzyśka.
- Cześć, tu Krzysztof
Ignaczak, jestem zajebiście zmęczony, a moje dzieci chcą się bawić w
księżniczkę i smoka.
Dla odmiany to teraz
Łukasz wybucha śmiechem, wyobrażając sobie smutną minkę Dominiki, usiłującą
wyprosić na tacie zabawę.
- Przyślij dzieciaki do
mnie, miałbym co robić przynajmniej.
- Łukaszku, ja wiem, że ty
cierpisz, ale robisz się ironiczny i zgorzkniały. Proszę cię, przestań. Idź do
pubu, napij się i połóż się spać. Jak to mówi Iwona, jutro będzie lepiej.
Żygadło marszczy brwi i
podnosi głowę z kierownicy, zauważając, że zaczął padać śnieg. Świetnie.
- Napić? O drugiej po
południu? - pyta.
- Mmppf. - wzdycha Igła,
zapewne drapiąc się po głowie- No to nie wiem. Jedź sobie na wycieczkę,
cokolwiek. Stary, czy ja ci muszę mówić co masz robić?
Cóż, w głowie Łukasza
właśnie pojawiła się taka myśl, w końcu jest jego przyjacielem i powinien go
wspierać w ciężkich chwilach.
- Dobra, dobra, Ziomuś.
Nie obrażaj się. Wiesz, kobiety jak kończą związki to idą do fryzjera żeby
zmienić fryzurę, prawda kochanie? - słychać ciche przytaknięcie Iwony i jej
śmiech- Masz pozdrowienia.
- Dzięki. Też ją pozdrów.
- No to jedź do fryzjera,
zgól się na łyso, nie wiem, obetnij włosy jak wtedy kiedy byłeś młody, podobno
to sprawia, że czujesz się lepiej. Coś jakbyś zaczynał nowy etap w życiu.
Łukasz
dziękuje przyjacielowi za radę i odpala silnik swojego Volvo. Uruchamia
wycieraczki, by te zgarnęły zalegający już na szybach śnieg i wyjeżdża z
parkingu.
Na drodze jest piekielnie
ślisko i w duchu przeklina się, że tradycyjnie nie założył opon zimowych.
Jeszcze rozbije gdzieś swój kochany, nowy samochód i będzie skazany na
komunikację miejską. Albo na zostawianie fortuny na taksówkach.
Kiedy tak sobie rozmyśla,
nie zauważa, że z sąsiedniej ulicy wyjeżdża samochód, który po chwili wbija się
w drzwi od strony pasażera. Żygadło przełyka nerwowo ślinę, czując jak strużka
krwi płynie z jego łuku brwiowego. No, jakaś zmiana w jego wyglądzie się
dokonała.
Wychodzi z samochodu i
podchodzi do auta, który w niego wjechał. Jego kierowcą jest kobieta, blondynka
w dodatku, od dzisiaj nie lubi blondynek. Trzęsie się tak, że ciężko jest mu
pomóc jej wyjść z zielonego Mini Coopera i od razu zaczyna się tłumaczyć. Mówi
tak szybko, że Łukasz jest w stanie odróżnić co trzecie słowo wymówione po
włosku.
- Spokojnie. - klepie ją
delikatnie po plecach, choć sam nie jest spokojny.
- Oh, bardzo pana
przepraszam! Dopiero co dostałam prawo jazdy, nie zauważyłam, że pan jedzie. To
przez ten śnieg!
Żygadło marszczy brwi, bo
śnieg przestał padać dobre dziesięć minut temu ale pomija ten fakt, bo słyszy
już dźwięk nadjeżdżającego radiowozu. Nie ma co, szybka ta włoska policja.
- Wszyscy cali?- pyta na
początku funkcjonariusz, podchodząc do nich- Podwieziemy pana do szpitala,
zszyją panu luk brwiowy.
Łukasz kiwa głową i
kilkanaście minut później siedzi już w ciepłym policyjnym wozie, obserwując jak
jego Volvo zabierane jest przez pomoc drogową. Zaciska zęby żeby nie wybuchnąć.
- Przepraszam... - mruczy
policjant, który ma prowadzić samochód- Moja córka jest fanką siatkówki,
mógłbym prosić o autograf?
Na usta ciśnie mu się
milion przekleństw ale w milczeniu podpisuje podsunięty mu świstek papieru,
przyglądając się jak szczęśliwy policjant równo go składa i chowa w schowku.
Ma serdecznie dość tego
dnia więc od razu kiedy udaje mu się wyjść ze szpitala, a jest po osiemnastej, idzie
przez zaspy śnieżne (znów zaczęło padać) do centrum by udać się do pubu. Jest
głodny i zły na wszelkie kobiety na świecie, a w szczególności kobiety
kierowców. Uspokaja się dopiero kiedy dostaje średnią pizzę i kufel piwa,
chociaż piwo niespecjalnie lubi. Szybko wystukuje na swoim najnowszym
smartfonie wiadomość do Krzysia: Wiesz,
uciekam z tego pieprzonego miasta po tym sezonie. Obiecuję.
Po dwóch minutach dostaje
odpowiedź: Proszę, proszę, szykuje się
powrót samego Łukasza Żygadło na ziemie ojczyste. Zapraszam do Rzeszowa :)
Kręci głową i upija duży
łyk piwa. Ma dość, cholernie dość.
Yhm, bo niektóre kobiety nie potrafią jeździć samochodem. Ja sama wyzywam na czym świat stoi, jak widzę jakąś babę za kółkiem. Mhm. Ale przechodząc do sedna:
OdpowiedzUsuńTo uczucie musiało się już dawno wypalić, skoro Łukasz podszedł do rozwodu bez emocji. Ciekawe, co teraz los mu przyniesie...
Podoba mi się od samego początku :)
OdpowiedzUsuńZmiana w wyglądzie Łukasza, no cóż. jak nie chciał do fryzjera, to tak wyszło. A tak na poważnie, to ja na jego miejscu chyba wyszłabym z siebie i stanęła obok
Podoba mi się to, zdecydowanie mi się podoba. Jest Łukasz Żygadło, jest cudowne opowiadanie. Hm... jak dla mnie to dobrze się stało, że Łukasz się rozwiódł z żoną, której nie było w domu jeszcze więcej niż jego samego. Eh. Takie jest życie, a rozwód jest w nie wpisany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zapraszam również na: http://ladieu-est-une-lettre-de-toi.blogspot.com/ i liczę na Twoją opinię.
Zapomniałam dopisać, że mam nadzieję, że będziesz mnie informowała o nowościach na swoim blogu. Mój numer gg to: 6386692
UsuńJestem zakochana już teraz w tej historii. Biedny Łukasz, szkoda jego i auta. Krzysztof jako przyjaciel- mmm doskonały wybór. Czekam na więcej :D i mam nadzieję ze mnie o tym poinformujesz
OdpowiedzUsuńŁukasz jak widać przezywa rozwód, a przecież mówią, że baba z wozu koniom lżej! Do Niego to chyba jeszcze nie dociera...
OdpowiedzUsuńŁukasz kawaler brzmi bardzo fajnie ;D
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę doczekać się następnego;)
informuj mnie na 2318254;)
Pozdrawiam ;p
~Asiaa
Ach i och, moi dwaj ukochani siatkarze! Hm, czyżby tą nieumiejącą jeździć blondynką była główna bohaterka?
OdpowiedzUsuń